Długi …

Długi weekend zaczynam. Niestety żadnych planów na niego nie mam. Jutro tylko jadę do K by ją zawieść do szpitala na kontrolę czy wszystko z nogą oki. A poza tym bezplanowość …
Może jedyne co to umówiłem się z jednym z M na małe piwko na majówkę ale co z tego wyjdzie jeszcze nie wiem.

A od przyszłego poniedziałku zaczynam łapać kondycje na letnie wyjazdy w góry. Najpierw w Tatry a potem w Alpy z córką. Już się boję.
Obiecałem sobie że zacznę biegać ale jak na razie moja kondycja jest taka że problem stanowi dobiegnięcie do przystanku na tramwaj. Straszna kiepścizna. W zeszłym roku miałem już taki zryw. Trwał trzy dni i polegał na zrobieniu trzech małych kółek w pobliskim parku …
Zakończył się przeniesieniem się z ćwiczeniami na siłownię, ale to nie był najlepszy pomysł gdyż szybko się skończył. Miałem ćwiczyć wraz ze szwagrem ale zbyt często nawalał i straciłem cały zapał.

Całą nadzieja w tym że tym razem tak szybko się nie poddam. Naprawdę chciałbym z tą kondycją jakoś się podciągnąć. Pies drapał te Tatry … tam wiem że dam jakoś radę, ale te Alpy.
Chciałbym jakoś wypaść przed córką i nie stanowić tylko balastu. Tam mimo wszystko te przewyższenia są znacznie większe.
Wszedłem sobie na stronę ze schroniskami alpejskimi i ich wysokości zaczynały się od dwóch i pół tysiąca metrów. A to były te najniżej położone. To tak jakbym w jednym podejściu chciał na Rysy wejść. Co prawda na Rysach byłem parę razy ale nigdy nie miałem podejścia bezpośredniego. Zawsze nocleg był w Morskim Oku i dopiero stamtąd …

Muszę się zebrać w sobie i naprawdę być systematyczny z tym bieganiem. Mam cztery miesiące … oby to nie było za mało.

Posted in

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *