• Wczoraj widziałem się z dziećmi. Asia na wybory przyjechała z Włoch i zorganizowaliśmy sobie śniadanie na mieście. Była Asia, Diego, Dominika i Blanka z Nelką. Nie było tylko Patryka gdyż odsypiał nocke w robocie. Fajnie było. Nie wyszło nawet aż tak drogo. Początkowy pomysł był byśmy się spotkali wszyscy na obiedzie ale Asi coś nie wypaliło.
    Obgadaliśmy trochę temat sierpniowego wyjazdu w alpy i trochę kamień spadł mi z serca bo stanęło na tym że będziemy chodzić dolinami a nie zdobywać szczyty …

    I bardzo dobrze gdyż łapanie tej kondycji trochę mnie przerasta. Nie podoba mi się to bieganie jednym słowem. To nie dla mnie. Nigdy nie byłem jakimś biegaczem i zawsze bardzo szybko pod tym względem się męczyłem. Gdyby chociaż niosło to dla mnie jakąś przyjemność ale nie. Tak więc chyba zakończę swój epizod biegania i łapania formy …

    Po spotkaniu pojechałem do brata na działkę. Początkowo miałem mu w czymś tam pomóc ale ogólnie stanęło na tym że opierdalaliśmy się i piliśmy piwko. Dawno nie mieliśmy takiego spotkania i była okazja porozmawiać. Oczywiście był również grill.
    Ostatecznie w domu wylądowałem dopiero koło 21 akurat na spotkanie z M
    Wyszło na to że nie było mnie praktycznie cały dzień, myślałem że kot dostanie jakichś palpitacji z tego powodu ale na szczęście jakoś to przetrwał

  • Od dwóch dni na codziennym bieganiu robię po 1450 metrów. Co prawda z przystankami na odpoczynek ale i tak to dobry wynik. nigdy nie byłem biegaczem i nawet za młodego jak mieliśmy na wf-ie jakieś bieganie wymiękałem po kilometrze. Może do tych Alp jakoś będę robił te pół godzinki biegania. W chwili obecnej zajmuje mi to 12 minut …

    Z innych spraw to matka pojechała do tego sanatorium. Pusto zrobiło się w tej chacie i nie ma do kogo papy otworzyć. Z racji tego że pracuję w domu mam ciche dni można powiedzieć. Jedynym moim rozmówcą jest na wieczór M. W dodatku tak naprawdę nie ma co robić bo ile można sprzątać chatę. Jak matka jest w domu to przynajmniej skoczę po jakieś piwo i wypijemy sobie razem …
    Tak się zastanawiam jak to będzie jak jej całkowicie zabraknie, ma już w końcu 74 lata, i przerażenie mnie bierze. Gdyby chociaż było coś do roboty…a nie tylko ta telewizja

    Tak wpadłem na pomysł kupna jakiejś działki ROD pod poznaniem w jakimś miejscu bym samochodu, przynajmniej na początku nie potrzebował. Miałbym przynajmniej jakieś zajęcie na zabicie nudy. Tam zawsze trzeba coś zrobić, a to skosić trawę, a to przyciąć jakieś krzaki …
    Upatrzyłem sobie nawet projekt domku jaki bym tam postawił, cenowo realny, jakieś 120 tysięcy czyli w jakieś 3 lub 4 rata cel do osiągnięcia. Nie musiał by to być nawet domek całoroczny … czas bym tam spędzał tylko jak było by ciepło.
    Pytanie czy K chciała by tam przyjeżdżać … i czy w ogóle ktoś chciał by tam przyjeżdżać …
    Dzieciaki mają ROD-a od mojej byłej. Może Asia by z Diego wpadali jakby przyjechali z Włoch.

    Boję się starości i samotności … już mi ta samotność doskwiera chociaż stary jeszcze nie jestem.
    Raptem 50 lat … szybko ten czas minął.

  • W weekendy nie biegam. Trzeba dać czas mięśniom na regenerację tak więc biegam tylko w dni powszednie. Doszedłem już do 10 minut i 1,15 kilometra więc jakieś postępy są. Zaczynałem od 800 metrów i 6 minut : Masakra …

    Może to niezbyt duży postęp ale zawsze. Najbardziej doskwiera mi oddech … nogi już nie bolą ale po tych 10 minutach z reguły nie mogę złapać oddechu i łapię powietrze jak ryba przez pół godziny.
    Może w te cztery miesiące które mi zostały do wyjazdu w alpy nabiorę takiej kondycji że będę mógł biegać pół godziny … wątpię ale nadzieja umiera ostatnia.

    Poza tym spokój. Dzień za dniem mijają bez żadnych fajerwerków. Spokój …
    We wtorek matka wyjeżdża do sanatorium więc chata będzie pusta … w dodatku na trzy tygodnie więc pyska nie będzie do kogo otworzyć. Słabo … ale jakoś to przetrwam. Ogólnie od kiedy zerwałem kontakty z jednym z P to z kontaktami towarzyskimi u mnie słabo.

    W dodatku M się nie odzywa. Ogólnie to mam focha na niego bo wystawił mnie w majówkę. Byliśmy umówieni na piwko i nawet się nie odezwał a pod to organizowałem wszystkie plany majówkowe które oczywiście z tego powodu nie wypaliły.
    Dodatkowo byłem nieprzyjemny dla drugiego P przez messengera więc też się chyba obraził i się nie odzywa. Akurat to mnie za bardzo nie boli gdyż i tak to był kontakt tylko przez messengera i z reguły tylko się skarżył jak pisał, ale zawsze jeden znajomy mniej.

    Może jak od września … taki mam plan … zapiszę się na naukę języka włoskiego może przybędzie mi trochę znajomych. Raczej wątpliwe ale kto wie. W każdym razie jeśli z tego coś wyjdzie może będę za jakiś czas pogadać z Diego, facetem mojej starszej córki z Włoch. Z tego co wiem on uczy się polskiego, ale wiadomo … język polski jest trudny, chyba szybciej ja się tego włoskiego nauczę.
    Poza tym mam nadzieję że będę mógł jeszcze parę razy pojechać w te alpy, może sam, a wtedy język się przyda …

  • Zacząłem biegać. Dokładnie to wczoraj. Udało się przebiec 800 metrów z jednym krótkim przystankiem. Całość w 6 minut … Masakra jakaś. Forma 70-ciolatka przynajmniej. Aż wstyd się przyznawać.

    Dzisiaj powtórka … tym razem 1140 metrów w 9 minut. były trzy krótkie przystanki. Oczywiście nogi po tych dwóch turach bolą … zakwasy, ale ruszać się jeszcze mogę.
    Ciekawe na jak długo starczy mi tego zapału. Mój cel to biegać po pół godziny dziennie. Może do tego sierpniowego wyjazdu w Alpy uda się to zrobić jak będę systematyczny

    Obym tylko wytrwał w tym swoim postanowieniu

  • Długi …

    Długi weekend zaczynam. Niestety żadnych planów na niego nie mam. Jutro tylko jadę do K by ją zawieść do szpitala na kontrolę czy wszystko z nogą oki. A poza tym bezplanowość …
    Może jedyne co to umówiłem się z jednym z M na małe piwko na majówkę ale co z tego wyjdzie jeszcze nie wiem.

    A od przyszłego poniedziałku zaczynam łapać kondycje na letnie wyjazdy w góry. Najpierw w Tatry a potem w Alpy z córką. Już się boję.
    Obiecałem sobie że zacznę biegać ale jak na razie moja kondycja jest taka że problem stanowi dobiegnięcie do przystanku na tramwaj. Straszna kiepścizna. W zeszłym roku miałem już taki zryw. Trwał trzy dni i polegał na zrobieniu trzech małych kółek w pobliskim parku …
    Zakończył się przeniesieniem się z ćwiczeniami na siłownię, ale to nie był najlepszy pomysł gdyż szybko się skończył. Miałem ćwiczyć wraz ze szwagrem ale zbyt często nawalał i straciłem cały zapał.

    Całą nadzieja w tym że tym razem tak szybko się nie poddam. Naprawdę chciałbym z tą kondycją jakoś się podciągnąć. Pies drapał te Tatry … tam wiem że dam jakoś radę, ale te Alpy.
    Chciałbym jakoś wypaść przed córką i nie stanowić tylko balastu. Tam mimo wszystko te przewyższenia są znacznie większe.
    Wszedłem sobie na stronę ze schroniskami alpejskimi i ich wysokości zaczynały się od dwóch i pół tysiąca metrów. A to były te najniżej położone. To tak jakbym w jednym podejściu chciał na Rysy wejść. Co prawda na Rysach byłem parę razy ale nigdy nie miałem podejścia bezpośredniego. Zawsze nocleg był w Morskim Oku i dopiero stamtąd …

    Muszę się zebrać w sobie i naprawdę być systematyczny z tym bieganiem. Mam cztery miesiące … oby to nie było za mało.

  • Święta, święta … i po świętach …
    Minęło … możne nie z hukiem ale było nawet fajnie. W niedziele była u nas K, a w poniedziałek córka z rodziną.
    Wiadomo , śmigus dyngus więc Blanka miała giwerę i mnie zlała 🙂 . Fajnie było …
    Z innych rzeczy to starsza córka zaprosiła mnie na sierpień do siebie w Alpy do Włoch. Już się nie mogę doczekać ale muszę do tego czasu nad kondycją popracować. Postanowiłem sobie że zacznę biegać. Na początku marne 10 minut koło bloku ale może do sierpnia się jakoś wyrobię i będę robił większe dystanse. Już się nie mogę doczekać tego wyjazdu.
    Tak w zasadzie to nigdy nie byłem nigdzie poza Tatrami, nawet w Polsce … dopiero od niedawna zacząłem w ogóle gdzieś wyjeżdżać na letni urlop, a tak to zawsze w Tatry. W zeszłym roku jedynie byłem z K na krecie oraz z M i jego dziewczyną w Karkonoszach …
    Przez to że K złamała nogę w tym roku wakacje raczej marne będą niestety. Ten wyjazd w Alpy to tylko na 4 dni ale może coś się jeszcze ulęgnie w międzyczasie

  • Ponownie byłem na tym spotkaniu grupy wsparcia i ponownie wyszedłem z niego zniesmaczony. W teorii nie powinienem pisać co tam się dzieje ale napiszę bo już żałuję tego że się tam zapisałem.

    Po raz drugi z rzędu spotkanie uważam za zmarnowany czas. Dwa tygodnie temu jedna z obecnych tam dziewczyn ni z tego ni z owego zaczęła płakać. Przez półtorej godziny próbowaliśmy z niej wycisnąć co się stało ale udało się tylko uzyskać odpowiedź że jest nieszczęśliwa. Nie potrafiła stwierdzić czemu, po prostu rano się budzi i stwierdza że jest nieszczęśliwa.

    Dzisiaj była powtórka z rozrywki. Ogólnie dwie godziny zmarnowane. Przynajmniej jak się na to zapisywałem mowa była o tym że będą tam chodzić osoby w miarę dobrym stanie. Założenie tych grup wsparcia jest takie że będziemy tam dyskutować na temat rozwiązań problemów które dręczą każdego schizofrenika … mnie też. Niestety jak na razie przez nią nie udało się rozwiązać żadnych problemów. Całą uwagę skupia na sobie tak jakby była jedynym uczestnikiem tego spotkania.
    Co gorsze prowadzące to spotkanie w ogóle na to nie reagują.

    Ta dziewczyna nadaje się jedynie na terapię indywidualną i żadnej grupy wsparcia nie potrzebuje gdyż ma całkowicie wyjebane na grupę …

    Niestety wypisanie się z tej grupy też nie wchodzi w rachubę … z różnych względów muszę tam chodzić

  • Okazało się że w zeszłym roku miałem 47 dni płatnego urlopu. Moje przepisowe 36 dni plus zaległe 11 dni. Poszedłem ostro.

    Tym bardziej że w tym roku już parę razy byłem na urlopie. Z tego co mi kadry podały zostało mi jeszcze do końca roku 29 dni. Żadnego zaległego też już nie mam.

    Na sierpień planowałem wziąć 3 tygodnie wolnego na coroczny wyjazd w góry. Jako że 15 sierpnia wypada święto to łącznie 14 dni. Dodatkowo w czerwcu jakiś tydzień na wyjazd z K nad może. To będzie dodatkowe 5 dni. Do tego w czerwcu planowałem jeszcze na jakiś weekend pojechać z bratem i szwagrem w Tatry na orlą perć, dodatkowy jeden lub dwa dni …
    I jeszcze 30 kwietnia … umówiłem się z K że zawiozę ją do szpitala na kontrolę.

    Łącznie wychodzi mi 22 dni wolnego.
    Do wykorzystania pozostanie tylko 7 dni prawdopodobnie na końcówkę roku na święta.
    Malo …

  • Dzisiaj …

    Dzisiaj zdarzyło mi się coś co mnie aż poraziło. Spotkałem starego znajomego. Tak starego że jego imienia już nawet nie pamiętam. Chociaż doskonale potrafię go umiejscowić w czasie.

    Poznaliśmy się w moim najlepszym okresie życia … wakacje w roku 1993. Nigdy przedtem i nigdy potem nie miałem tak fantastycznego okresu. Do teraz wspominam ten okres tak jakby to było coś najlepszego co mi się zdarzyło w życiu.
    Facet po prostu tryskał energią i chęcią życia. Pomimo faktu że nie miał rąk ani nóg. Poruszał się na elektrycznym wózku inwalidzkim a mimo to miał w sobie więcej życia niż ci wszyscy ludzie których znam. Najchętniej co bym zrobił, to zabrał bym go na jedno z moich spotkań na grupie wsparcia na którą chodzę …

    W zeszłą środę też byłem. Żałuję że się na to zapisałem gdyż jedyne co tam robię to wysłuchuję użalania się nad życiem reszty grupowiczów. Zupełnie jak główny bohater filmu „Podziemny krąg” który to chodził na takie spotkania grup wsparcia dla rozrywki żeby zapełnić czymś dzień.
    Tym razem jedna z grupowiczek przez pół spotkania płakała jak to jest jej źle i jak to jej życie jest ciężkie. Bardzo chętnie bym ją z nim skonfrontował …
    Nie wiem, może to osobista tragedia jaka się wydarzyła w jego życiu spowodowała że stał się taki jaki jest. W moich oczach jest okazem siły.

    Widzieliśmy się krótko, w tramwaju jak jechałem otworzyć sezon wiosenny do knajpy na jedno piwko, ale zdążyliśmy się umówić wstępnie na następne spotkanie i wymienić numerami.
    Mam tylko problem gdyż nie wiem jak go zapisać w telefonie :). Ale chętnie się z nim spotkam na jakieś powspominajki. Znaliśmy się krótko … raptem dwa miesiące, ale to było coś the best ever w moim życiu …
    Może przez niego uda mi się poznać ludzi na jakich mi zależy. Żywych i czerpiących z życia.
    Wszyscy których znam jedyne co robią to użalają się nad sobą i rozkładają ręce nad soją niedolą. Tak jakby choroba psychiczna była czymś najgorszym co może się w życiu zdarzyć.
    Szczerze mówiąc to rzygam już tym … i mam dosyć takich ludzi …

  • Kolejne …

    Kolejne dobre wiadomości … Raz dostałem podwyżkę … i to całkiem sporą … że moje plany zmiany pracy chyba mogę odłożyć na półkę … Dwa to moja ulubiona knajpa za tydzień otwiera ogródek.

    O ile pierwsza wiadomość to taka normalka … najwyżej bym zmienił pracę, chociaż ta w tej chwili jest nawet całkiem dobra. Jestem przyzwyczajony do zmian więc nie robi to na mnie wrażenia. Przez 6 lat gdy pracowałem zagranicą notorycznie zmieniałem pracę … czasami trafiło się lepiej a czasami gorzej … wiadomo. Doświadczenie nauczyło mnie że w interesie musi być ruch inaczej lecimy w dół.

    O tyle druga wiadomość oznacza rozpoczęcie sezonu letniego … koniec zimy.
    Jak już pisałem zima to dla mnie najgorszy okres.
    W teorii z moją diagnozą nie powinienem pić … wiadomo … leki mogą w różny sposób działać z alkoholem, ale raz to że nie piję dużo, co najwyżej dwa piwa dziennie. A dwa to staram się za wszelką cenę żyć normalnie tak jakbym nie miał żadnej diagnozy. Sprawdza się to …

    Zauważyłem że im bardziej skupiam się na swoich diagnozach tym bardziej chory się czuję …
    Najwyżej … najgorsze co może się stać to ponowne trafienie do szpitala. To mam ju z opanowane. Nie chcę żyć jak mnich który rezygnuje z każdej radości życia, a im bardziej skupiam się na tym by korzystać z życia tym jest lepiej.

    Tak więc robię wszystko co robił bym bez żadnej diagnozy … oczywiście nie przesadzając …
    Sprawdza się to … w życiu najważniejsze jest by nie przesadzać w żadną stronę, musi być równowaga …